Doskonałe powieści kryminalne, w których bardzo celnie opisana jest współczesna Warszawa.

Doskonałe powieści kryminalne, w których bardzo celnie opisana jest współczesna Warszawa.
Do ksiązek prezentowanych na zdjęciu doszła jeszcze powieść SMYCZ. Absolutny klasyk gatunku. Kto nie przeczytał jeszcze poprzednich pozycji to musi nadrobić zaległości. W nich trafi na bardzo celne opisy współczesnej Warszawy i jej mieszkańców.

Blog Roku

Blog Roku

niedziela, 25 stycznia 2015

J jak Jelonki


    Ależ nam się teraz mądre społeczeństwo zrobiło. W ciągu ostatnich dwudziestu lat taki postęp. W latach 90 mieliśmy jakieś siedem procent obywateli z wyższym wykształceniem, a obecnie jakieś dwadzieścia kilka. Szkoda, że to tylko statystyka i wyliczenia te nie mają potwierdzenia w rzeczywistości. To znaczy mają, bo jak mamy ileś milionów ludzi z dyplomami, to mamy. Chodzi raczej o to, co idzie za tym dyplomem. Obawiam się, że niewiele..  
 Wiadomo, że dzisiaj, aby ukończyć prywatną uczelnię w zasadzie nie potrzeba przeczytać ani jednej książki. Z tego od razu widać jaka motywacja dominuje u studentów. Skończyć szkołę i zdobyć dyplom. Najmniejszym nakładem sił, bez zaangażowania, bez entuzjazmu, bez pasji. Jest to praktyczne, ale niestety prymitywne i krótkowzroczne myślenie. Nie zależy im na zdobywaniu wiadomości. Nie maja zacięcia naukowego. Nie próbują zgłębić wiedzy, być ekspertem w wybranym temacie, nie wzbudzają swoich zainteresowań, nie podsycają wrażliwości w danej dziedzinie. I jak to się kończy? Brakiem pracy, albo pracą zdecydowanie poniżej własnych aspiracji.
I tu zaczyna się właśnie błędne koło. Frustracja z powodu mało ambitnej pracy. Poczucie nie docenienia, traktowania z przymrużeniem oka, nie do końca poważnie, nie okazywanie zaufania przez pracodawcę lub przełożonego. To wszystko jest pochodną braku kompetencji wiedzy specjalistycznej i ogólnej, braku doświadczenia, sposobu traktowania obowiązków i przejawianego zaangażowania. A te z kolei cechy i umiejętności należało rozwijać na studiach. Nie od dyplomu zależy ocena pracownika ( z resztą nie tylko w relacjach służbowych ma to znaczenie), nie od nazwy uczelni, wydziału lub kierunku, który reprezentujemy, ale od tego co mamy w głowie. Panie, które szkolą z audytu mają taki dyżurny dowcip. Opowiadają o tym, że pracodawca będzie przymusowo przeprowadzał badanie krwi i kału wśród swoich pracowników po to, aby sprawdzić gdzie ci mają pracę, we krwi czy w dupie...

Dyplom nie robi już na nikim wrażenia, a ci biedni młodzi ludzie jakby byli oszukiwani na tych swoich uczelniach i wierzą, że po zdobyciu tego kwitu stają się elitą. Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie wiem skąd się bierze takie podejście. Prawdopodobnie kreuje się je na uczelni, podsyca się tam nadzieje, wzbudza fałszywe, niezdrowe ambicje. Po to, aby regularnie płacili czesne i brnęli w tę swoją ignorancję. Może to i sprytne, bo studenci z takim podejściem nie prędko wykryją biznesowy mechanizm działania uczelni, a nawet jak wykryją nie wyciągną dla siebie korzystnych wniosków. W ten właśnie nieskomplikowany sposób tworzy się grupy ludzi, które już niedługo będą brały odpowiedzialność za intelektualny wizerunek społeczeństwa. To właśnie ci nadęci, powiedziałbym nawet napompowani, ambitni jak oddział milicji w stanie wojennym, roszczeniowi bywalcy wyższej uczelni będą aspirować do kierowania projektem, kierowania przedsiębiorstwem, firmą, ministerstwem, krajem.
Utarło się jakoś na rynku pracy, że najważniejsze jest doświadczenie, że wymaga się doświadczenia. Krąży taka pogłoska, że największe szanse na znalezienie pracy mają ludzie młodzi z doświadczeniem. Nawet anegdota na ten temat przekazywana jest z ust do ust: Zatrudnię młodego, 25 lat, z dwudziestoletnim doświadczeniem w branży. Nie byłoby w tym nic niepokojącego gdyby nie fakt, że wszyscy w tę regułę wierzą i starają się do niej stosować. Idą więc studenci do roboty, aby doświadczenie zdobywać. Zdobywają doświadczenie w roznoszeniu ulotek, roznoszeniu pizzy, jako hostessy, jako kelnerki, jako kurierzy, jako bramkarze, jako panie do towarzystwa. Zmieniają prace, męczą się, przeklinają, frustrują. Zdobywają doświadczenie jak robić uniki, jak oszukać pracodawcę, jak zarobić, aby się nie narobić, jak wykiwać szefa. Na tym się koncentrują, na to zużywają energię, takie wzorce zachowań przyswajają. Zamiast poddać się regułom życia studenckiego, poczuć luz studencki, frywolność, beztroskę oni kwaszą się w świecie, do którego nie powinni wkraczać. Czas studiów powinien służyć kształtowaniu pozytywnych, pogodnych postaw, powinien rozwijać wyobraźnię, poszerzać horyzonty, rozświetlać umysł, uczyć kreatywności ( nie lubię tego słowa) lub inaczej pomysłowości, finezji, fantazji, twórczego myślenia, racjonalizacji. Pierdolić doświadczenie, w dodatku w takim wydaniu. Ważna jest otwarta głowa, zapał, pozytywne myślenie, nowatorskie spojrzenie, radość, entuzjazm. Może i pracodawcy z czasem to zrozumieją.
Dlaczego Jelonki ktoś spyta? No właśnie... Zaczynamy ćwiczenie umysłu już dziś. Ja mam wytłumaczenie. Jedno, ale może ich być tysiące....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz