Mój brat trochę kręcił się po świecie. Był w miejscach, które teraz często nazywa się egzotycznymi, ale był też w miejscach, które są egzotyczne, a jego opinia na ten temat jest wiarygodna. Opowiadał, jak zaobserwował gdzieś w Afryce, że wszyscy chodzą z komórkami. Mówił, że każdy chłopaczek lata z komórą. Na bosaka, w podartej koszuli, umorusany, ale z telefonem. Warszawianie nie chcą być za murzynami (użycie tego słowa nie jest przejawem rasizmu) i chyba nie są.
Warszawianie są w czołówce, bo
mają nawet po trzy komórki. I to jakie... Wyglądają jak operatorzy NASA, jakby
mieli zaraz sterować lotem jakiegoś promu kosmicznego.
Dobrze by się czuli na
jachcie szejka, który też znam z opowieści brata. Tam w toalecie jest taki
panel do obsługi kibla. Dokładnie jak komórka, albo pilot do telewizora. Super.
Coś w sam raz dla Warszawianina. Może nie służy do gadania, ale jest takie
nowoczesne.
Wracając
do komórek. Warszawianie gadają wszędzie i o wszystkim. A niektórzy tak gadają,
że całe otoczenie, chcąc nie chcąc, uczestniczy w rozmowie. Gadają w tramwaju, na ulicy, w kolejce do kasy, w
kościele, w kinie... Ja przez te wszystkie lata nie słyszałem jeszcze, będąc
mimowolnym świadkiem takich rozmów, żeby ktoś rozmawiał naprawdę o rzeczach
ważnych, obiektywnie ważnych. Przeważnie są to takie pierdoły, że słysząc to (
a nie da się nie słyszeć) czuję jaki mi od tej gadki kartofle w piwnicy gniją.
Gadają też prowadząc samochód. I w związku z tym znane są dwie, a może i więcej
prawd. Pierwsza to to, że właścicieli, albo użytkowników luksusowych
samochodów, często za kilkaset tysięcy złotych nie stać na zestaw głośnomówiący
za kilkanaście złotych. Paradoksalny jest w tym fakt, że wszystkie te limuzyny
są seryjnie wyposażone w urządzenia, dzięki którym można rozmawiać bez słuchawki
przy uchu. Piszę o tym, bo wiem jak jest to niebezpieczne. Kilkadziesiąt
procent wypadków swoją przyczynę bierze stąd, że kierowcy rozpraszają uwagę
bawiąc nie w czasie jazdy różnymi gadżecikami. Komórka jest jednym z nich.
Pewnie wielu z Was pierdolnął kierowca konwersator lub pisarz klecący SMSsa
Druga prawda, to widok
kierowcy z papierosem w jednej dłoni, a komórką w drugiej i to trzymanej przy
uchu. Widziałem taką sytuację kilka razy i…, nie zgadniecie, za każdym razem
samochód prowadziła kobieta. Pomyślałem wtedy: dlaczego ona nie pamięta siebie
z kursu na prawo jazdy? Wtedy jakoś tak kurczowo trzymała kierownicę oburącz,
jej ciało było nienaturalnie spięte na fotelu kierowcy, nie widziała nic poza
tylnymi światłami samochodu jadącego przed nią, nie słyszała nie tylko radia,
ale nawet słów instruktora, w lusterkach widziała obraz potrójnie odwrócony,
myliły jej się pedały i przełączniki, nie wiedziała, która to strona lewa, a
która prawa, nie wiedziała gdzie jest i ile czasu spędziła za kierownicą... A
tu proszę, papierosek, telefonik, coca cola i tytuł... Królowej szos.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz