Ostatnio słyszałem w radiu dyskusję na temat degradacji zwyczajów obowiązujących w teatrach. Koncentrowała się ona przede wszystkim na strojach bywalców tych przybytków kultury. Uczestnicy rozmowy zauważyli, że jakość ubioru nie koresponduje z atmosferą tego miejsca. Moim zadaniem bardzie nie koresponduje zachowanie ludzi w tym miejscu. Można to spostrzeżenie rozciągnąć też na kino, koncert i inne zgromadzenia, gdzie ustawione są krzesełka.
Wydawać by się mogło, że z takiego typu rozrywki, jak teatr korzysta elita intelektualna narodu. Ludzie kulturalni, obyci i taktowni. Jakim więc cudem większość tego towarzystwa, przeciskając się miedzy rzędami, odwraca się dupą do osób zajmujących już swoje miejsca? Czy wynika to z chamstwa, nieznajomości zasad, wygody, nonszalancji, bezmyślności, arogancji? W każdym przypadku źle to świadczy o elitach. Ktoś powie, że masowa rozrywka służy każdemu i proszę w to nie mieszać elit. Dobrze, ale czemu w takim wypadku ma służyć kultura? Czym różni się od rozrywki? Czy nie powinna kreować elit? Przecież przebywanie w teatrze powinno być czymś więcej niż tylko zapoznaniem się z treścią przedstawienia. Powinno ono wnosić coś do naszego życia. A tu masz... Życie wnosi swoje uregulowania do teatru. Odwracanie się dupą do ludzi.
Niestety teraz lemingi tworzą kulturę i jednocześnie są jej głównymi odbiorcami. I to jest niestety odpowiedź na tych kilka pytań postawianych powyżej.