Wszędzie, na całym świecie ludzie robią to samo
stojąc w korku. Ale tylko we wsi Warszawa pety wyrzucają przez okno.
Kiedyś reagowałem, a moi znajomi przyznawali się, że też mieli swoje sposoby na takie zachowanie. Klakson, długie światła. Ale na brudasów to nie działa. Brudas nie wie o co chodzi, a nawet jak wie, to dziwi się, że ludziom się chce z takiego powodu okazywać swoją irytację. Ostatecznie, widząc reakcje brudasa masz wrażenie, że robisz z siebie głupka. Okazuję więc swoja dezaprobatę coraz rzadziej, znajomi też. I tym samym godzimy się na standardy brudasów.
Później pomyślałem sobie, że przecież jest to wykroczenie polegające na zanieczyszczaniu drogi publicznej i należy się za takie zachowanie mandat. Niech więc Policja wyłapuje brudasów. I co? Żyłem w tym przeświadczeniu do momentu, gdy zobaczyłem kiedyś jak z jadącego przede mną radiowozu wyrzucono niedopałek. Jak więc taki policjant ma reagować na brudasów skoro on sam prezentuje wątpliwą postawę względem kultury bycia. Dobrze, niech ten policjant będzie niekulturalny, ale jego obowiązkiem jest reagować na łamanie prawa. Wcale nie naciskam, że ma sam sobie mandat wystawić jak kiedyś jakiś sfrustrowany funkcjonariusz w …, ale zastanawiam się ile kar nałożono na wybitnych warszawskich kierowców za rozmowę przez komórkę w czasie jazdy, zmianę pasa ruchu lub kierunku jazdy bez sygnalizowania, niewłaściwe przewożenie dzieci... no i właśnie za zaśmiecanie. W czasie półgodzinnej jazdy przez wieś widzę kilkanaście tego typu wykroczeń więc są to zachowania nagminne. Być może nie zwracałbym na nie uwagi gdyby nie to, że wszystkie one są przejawem arogancji, chamstwa, nieliczenia się z drugim człowiekiem, poczucia bezkarności, cwaniactwa. Czy policjant ze wsi Warszawa daje mandaty za inne wykroczenia niż przekroczenie prędkości lub jazda bus pasem?
Kiedyś reagowałem, a moi znajomi przyznawali się, że też mieli swoje sposoby na takie zachowanie. Klakson, długie światła. Ale na brudasów to nie działa. Brudas nie wie o co chodzi, a nawet jak wie, to dziwi się, że ludziom się chce z takiego powodu okazywać swoją irytację. Ostatecznie, widząc reakcje brudasa masz wrażenie, że robisz z siebie głupka. Okazuję więc swoja dezaprobatę coraz rzadziej, znajomi też. I tym samym godzimy się na standardy brudasów.
Później pomyślałem sobie, że przecież jest to wykroczenie polegające na zanieczyszczaniu drogi publicznej i należy się za takie zachowanie mandat. Niech więc Policja wyłapuje brudasów. I co? Żyłem w tym przeświadczeniu do momentu, gdy zobaczyłem kiedyś jak z jadącego przede mną radiowozu wyrzucono niedopałek. Jak więc taki policjant ma reagować na brudasów skoro on sam prezentuje wątpliwą postawę względem kultury bycia. Dobrze, niech ten policjant będzie niekulturalny, ale jego obowiązkiem jest reagować na łamanie prawa. Wcale nie naciskam, że ma sam sobie mandat wystawić jak kiedyś jakiś sfrustrowany funkcjonariusz w …, ale zastanawiam się ile kar nałożono na wybitnych warszawskich kierowców za rozmowę przez komórkę w czasie jazdy, zmianę pasa ruchu lub kierunku jazdy bez sygnalizowania, niewłaściwe przewożenie dzieci... no i właśnie za zaśmiecanie. W czasie półgodzinnej jazdy przez wieś widzę kilkanaście tego typu wykroczeń więc są to zachowania nagminne. Być może nie zwracałbym na nie uwagi gdyby nie to, że wszystkie one są przejawem arogancji, chamstwa, nieliczenia się z drugim człowiekiem, poczucia bezkarności, cwaniactwa. Czy policjant ze wsi Warszawa daje mandaty za inne wykroczenia niż przekroczenie prędkości lub jazda bus pasem?
Na czerwonym świetle można się trochę rozejrzeć. Ja
to lubię i to robię. Widzę też, że jestem osamotniony w interesowaniu się
otoczeniem. Ludzie raczej nie widzą, co dzieje się wokół nich. Czubek nosa jest
ostatnim punktem, który dostrzegają.
Parkowanie jest jednym z typowych przejawów „myślenia o innych”. Niech innych boli, ja
mam wygodnie, ja mam fajnie, blisko wejścia, jestem pierwszy, najlepszy, jestem
z „miasta”. .. A panie w służbowych Corsach i Yarisach to mają takie miny jakby
drgnięcie najmniejszego mięśnia spowodować miało rozsypanie się całej twarzy!!!
I wtedy przypomina mi się powiedzenie mojego ojca: „Chociaż dupa obszarpana,
ale zawsze proszę Pana”. Czasami próbuję
zaczepiać uśmiechem. Zwykłym, ludzkim, serdecznym. Jedna na sto odwzajemnia ten
uśmiech, a inne, to tak się patrzą przed siebie, tak rozpaczliwie patrzą się
przed siebie, że boję się czy nie spowodowałem jakiegoś nerwoskurczu albo ataku
katatonii… I myślą: zboczeniec, na pewno zboczeniec, ale ja się nie dam, ja się
na tym znam, nie jestem łatwa, nie jestem z tych…
Mnie, to może mniej, ale moich znajomych, to rusza
do żywego wpychanie się z kończącego się pasa. Wiecie o co chodzi? Jak z trzech
pasów robi się jeden i niektórzy z premedytacja jadą do końca tym pasem co się
kończy i w ostatniej chwili wjeżdżają na ten pas, na którym wszyscy frajerzy,
palanty i cioty czekają w meeeeegakolejce, w megakoooorku czy megazaaaaatorze.
Popatrzyłem kiedyś na numery rejestracyjne tych bystrzaków. Ranking cwaniaków
wygrywają kierowcy LU. Zupełnie jak ciasteczka LU. Czyżby przymierzali się, a
może już to się dokonało, zawładnąć na swój użytek powiedzenie „nie ma cwaniaka
nad warszawiaka”? I zaadoptować je do współczesnych realiów – Nie ma… nad
lubelaka? A może obecnie to, to samo!!!?
Wracałem kiedyś, a był to piątkowy wieczór, z
Lublyna do Warszawy. Przejechałem dobre 50 kilometrów będąc sam na pasie w
kierunku Warszawy. Mam na myśli, że na tym dystansie ani nikogo nie dogoniłem,
ani też nikt mnie nie dogonił. Pełen komfort… wydawałoby się. Ale ciekawostka…
Z naprzeciwka, czyli w kierunku Lublyna jechały auta jedno za drugim.
Permanentny korek na trasie Warszawa – Lublyn. Po prostu 150 kilometrów korka.
W piątek wieczorem. Kto to jechał? Pewnie warszawianie. Wszystkim nagle
zachciało się zwiedzać Lublin? Nie, to współcześni mieszkańcy Warszawy udawali
się w swoje rodzinne strony po całotygodniowym wyścigu. Odwiedzić bliskich,
polansować, Perłę wypić.
Naprawdę gdybym nie zobaczył, to bym nie uwierzył jaka to jest skala zjawiska. Jeden, za drugim… Setki, tysiące pojazdów. Cały piątkowy wieczór. A może całą noc. Daleko nie jest.
Naprawdę gdybym nie zobaczył, to bym nie uwierzył jaka to jest skala zjawiska. Jeden, za drugim… Setki, tysiące pojazdów. Cały piątkowy wieczór. A może całą noc. Daleko nie jest.
Oj, rozbawiłem kiedyś mojego przyjaciela, rodem z
Warszawy. Spotkaliśmy się któregoś zimowego popołudnia i wymieniliśmy
spostrzeżenia, że w ostatnich dniach jakoś łatwo się po Warszawie jeździ. Mniej
samochodów, mniejszy ruch. Ja na to: Może są ferie? Spojrzał na mnie zdziwiony,
bo przecież obaj wiemy, że ferie w mazowieckiem przypadają dopiero za dwa
tygodnie. Ale może są ferie w lubelskiem??? No i trafiłem. Nie tylko w fakt, że
akurat były ferie w lubelskiem, ale też w gust kolegi pod względem dowcipu…
Ciekawe nie? Ferie w lubelskiem, a w Warszawie znikają korki. Zwróćcie na to uwagę. Na to intrygujące
zjawisko. Ale jakby co, to ja pierwszy odkryłem to prawo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz