Doskonałe powieści kryminalne, w których bardzo celnie opisana jest współczesna Warszawa.

Doskonałe powieści kryminalne, w których bardzo celnie opisana jest współczesna Warszawa.
Do ksiązek prezentowanych na zdjęciu doszła jeszcze powieść SMYCZ. Absolutny klasyk gatunku. Kto nie przeczytał jeszcze poprzednich pozycji to musi nadrobić zaległości. W nich trafi na bardzo celne opisy współczesnej Warszawy i jej mieszkańców.

Blog Roku

Blog Roku

niedziela, 9 listopada 2014

D jak dzieci


Skąd się biorą dzieci? Są różne źródła. Z potrzeby rywalizacji - bo inni mają, z egoizmu czyli chęci posiadania czegoś własnego, ze względów praktycznych czyli tłumaczenia, że na starość będzie komu się nami opiekować, dla szpanu, z uwagi na upływający czas, chęci ucieczki bądź ochrony przed starością, z potrzeby zrobienia na złość pracodawcy, z możliwości skorzystania z L-4 w ciąży i z macierzyńskiego po ciąży, z chęci zapewnienia dziadkom zajęcia na emeryturze i wyszarpnięcia jakiejś kasy (niby na potrzeby dziecka), by mieć się na kim wyżywać i kim rządzić, może jeszcze czasem z nieuwagi (pewnie częściej niż czasem), z roztargnienia, z desperacji, z głupoty, z niepohamowanych instynktów seksualnych, z bzykania się wszędzie i ze wszystkimi (w tym przypadku dość rzadko), z winy państwa, z instynktów macierzyńskich, no i może czasem z … miłości?

Ta sama motywacja towarzyszy niestety rodzicom podczas wychowywania tych dzieci, albo inaczej… Jak będą wychowywane (według warszawian-chowane) dzieci, które przyszły na świat z podanych wyżej powodów? Odpowiedź brzmi - adekwatnie.
Ci którzy mają dziecko z powodu rywalizacji zrobią wszystko, aby wychowanie dziecka przypominało jakąś cholerną dyscyplinę sportową. Ono musi być we wszystkim i musi być we wszystkim dobre jeśli nie najlepsze. W tej sytuacji wyłażą takie wielkie kompleksy rodziców jak karaluchy w Indochinach.
Ci co mają dziecko z egoizmu, mają je, aby polepszyć i tak doskonały obraz siebie. Dziecko idealizuje ich portret, staje się elementem, tak, tak, elementem służącym samouwielbieniu. Narzędziem do uatrakcyjniania w wielu kręgach i środowiskach. Takie dziecko będzie miało wszystko, co na tym świecie jest do kupienia, będzie prawdziwą ozdobą swoich rodziców, ale za to będzie musiało słuchać rad, porad i instrukcji. Nawet nie pierdnie bez pozwolenia i akceptacji starych. Ponadto będzie musiało być wdzięczne do końca życia za te rady, porady i instrukcje i tę wdzięczność nieustannie okazywać.
Rodzice posiadający (celowo użyłem tego słowa) dzieci ze względów praktycznych zrobią wszystko, aby te przygotować do roli opiekunów, a nawet czasami sług uniżonych wobec swoich kreatorów. Wychowanie idzie w tym wypadku dwutorowo. Pierwszy, to inwestycja w wykształcenie najlepiej medyczne; lekarz, dentysta… Ale tylko wykształcenie, żadnych innych umiejętności. Tak, by nie mogło sobie poradzić w życiu bez rodziców. To drugi element planu wychowawczego. Możliwie ścisłe uzależnienie od rodziców i domu rodzinnego. Tak więc nauka i modlitwa za rodziców.
Dla szpanu możemy mieć i wychowywać swoje dzieci, ale też dzieci przysposobione. Dla szpanu adoptujemy murzynka z biednych krajów Afryki, dla szpanu chcą mieć dzieci pary homoseksualne. No, bo przecież nie dla wychowania. 
Ci co wykalkulowali sobie dzieci, bo już pora, bo już najwyższy czas, przeważnie fundują im los obozowo- księgowy. Wszystko w życiu takich potomków jest wyliczone i zaplanowane. Zero spontanu, a wszelkie odstępstwa są bardzo niemile widziane, a jeżeli już do nich dojdzie, opłacane silna reakcją histrioniczną. Rodziców oczywiście.
Niektórzy decydują się na dziecko, aby sobie trochę od pracy i obowiązków zawodowych odetchnąć. Ale niestety ten styl promieniuje na całe wychowanie i na późniejsze relacje z progeniturą. Torują sobie tymi dziećmi drogę do wygodnego życia. Oskarżają wszystko i wszystkich o brak zrozumienia, o znieczulicę, sięgają po te dzieci za każdym razem gdy trzeba się z czegoś wytłumaczyć lub coś załatwić. Następnie, gdy dzieci podrosną i nie można z nich korzystać tak jak np. ze zniżki na przejazd, to wtedy dzieci maja zapewnić wygodę. Zawieźć i przywieźć z imprezy, dostarczyć rozrywki, skrócić cierpienie…
Są takie osoby, które zwą się rodzicami biologicznymi. Na czym to polega? Na absurdzie, do którego dochodzi intensywność, z jaką wykorzystują one swoich rodziców czyli dziadków swoich dzieci do opieki nad nimi. Czym innym jest skorzystanie z pomocy dziadków, a czym innym jest powierzenie im niemal całkowitej opieki nad dziećmi. Bez względu na to, co ci dziadkowie o tym sądzą. Nawet jak tego chcą, i proszą się o to, by móc bawić nasze dzieci, to warto się zastanowić gdzie jest granica, za którą robi się dziecku krzywdę. To ono przecież zostaje na całe dnie gdzieś na dalekiej prowincji, słusznie faszerowane lanymi kluskami ze swojskich jaj, albo przecierem z warzyw ze swojego ogródka, zmieszanym z mięskiem z domowej kurki, podczas gdy „rodzice” hołdują swojej miejskości, szczęśliwi, że mają swobodę.  A dzieci? Tęsknią w milczeniu. Nie odzywają się bo boją, że może być gorzej, że rodzice nie przyjadą po nie, że zamienią je na tę… Warszawę…
Jest też grupa rodziców, którzy decydują się na dzieci, aby (często zupełnie nieświadomie)  mieć na kim odreagować swoje frustracje, niepowodzenia, porażki, aby wreszcie pokazać kto tu rządzi, aby stanąć w roli przywódcy, dyktatora, wyroczni. Nie należy utożsamiać takiej sytuacji z sytuacją w rodzinach patologicznych. W tych ostatnich dzieci często, na swój sposób, otaczane są troska i miłością. Tutaj mamy do czynienia z rodzinami przemocowymi. Niestety w większości przypadków nieujawnionymi. W takich rodzinach dzieje się prawdziwe piekło, a potęguje je pieczołowicie malowany na zewnątrz obraz porządnej rodziny. Często nawet najbliższa rodzina nie wie o metodach wychowawczych rodziców realizujących swoje chore, nie do zaspokojenia w inny sposób, skłonności. Dotyczy to zarówno przemocy fizycznej jak i psychicznej. Aranżowanie takich sytuacji, w których ofiara ma poczucie winy za to, co się stało. Dlatego między innymi bardzo długo nikt inny nie wie o tym, co się dzieje w takim domu.
Nieuwaga, wpadka, gapiostwo. Nie ma reguły jak to się dzieje. Jedna wpada za setnym razem, inna za pierwszym. Tak samo nie do zdefiniowania jest sposób reagowania na tak „zaistniałą” ciążę i przyjęta później linia wychowania dziecka. Przeważnie dzieje się tak, że cały ciężar wychowania dziecka przejmują dziadkowie. Przedłużają sobie młodość, zwłaszcza wtedy kiedy ze względu na atrakcyjny wygląd brani są za rodziców. Czasami dzieci te pozostają pod opieką rodziców i wtedy relacje jakie powstają pomiędzy tymi krewnymi są tak różne i zaskakujące jak zaskakująca była wiadomość o zapłodnieniu. Konfiguracji takiej „rodziny” może  być bardzo wiele. W zależności oczywiście od tego, co w danym momencie jest modne. Zawsze w modzie - matka dziecka i ojciec dziecka w wolnym związku plus dziecko. Matka dziecka plus dziecko. Matka dziecka i jej partner nie będący ojcem dziecka plus dziecko. Matka dziecka i jej koleżanka plus dziecko. Ojciec dziecka i jego partnerka nie będąca matką dziecka plus dziecko.  Do wyboru do koloru...
W kontraście do tego ostatniego akapitu, a może do całego rozdziału należy wspomnieć, że dzieci rodzą się też z miłości. Z miłości dwojga ludzi do siebie nawzajem, do świata, do życia i Boga. Nie zawsze ludzie ci dostają potomstwo na życzenie. To jest idealna sytuacja. Często jednak bywa tak, że o to dziecko trzeba stoczyć długą walkę. Niejednokrotnie trwa to wiele lat, kosztuje wiele wyrzeczeń, ale jest tak silnym motywatorem, tak wielkim pragnieniem, że popycha do działania, nie pozwala się poddać, buduje siły i kreatywność. I nawet jak ta walka kończy się porażką, nawet jak nigdy nie dostaną tego, na co czekali, to byliby..., to są to najlepsi rodzice dla swych dzieci.
A teraz słowo o samych dzieciach. Obserwując dzieci w kontekście powyższych rozważań  czy możemy się czemukolwiek dziwić? Jakie te dzieci maja być, jak one takich rodziców mają. Pamiętam taką scenę z polskiego filmu Kogel mogel, w której cieciówa w akademiku podsumowuje rozmowę z panem docentem mówiąc: „Jakie one mają być te studenty,  jak oni takich nauczycieli mają”. Albo opowieść mojej koleżanki, która na ulicy wsi Warszawa zaobserwowała taką scenę: Idzie matka z dzieckiem i dziecko zmaga się z odpakowaniem cukierka. Wreszcie mu się to udaje i radosnym gestem pokazuje matce papierek pytając, co z nim zrobić. A matka w wielkiej mądrości wychowawczej, bo przecież nie zostawiła dziecka bez odpowiedzi, mówi: WYRZUĆ! I dziecko wyrzuciło. Pytacie dlaczego na tej wsi jest tak brudno... Mam wątpliwości czy ta mamuśka udzieliłaby identycznej rady dziecku w swoim obciążonym kredytem mieszkanku, urządzonym na raty meblami z Ikei. Pewnie za taki sam czyn we własnym mieszkanku dziecko to dostałoby nieźle w dupę. Więc jakie te dzieci maja być? Może instynkt im podpowiada że maja walczyć, aby nie zwariować. Walka ta przejawia się w kibicowaniu, w ustawkach, w graffiti, w dopalaczach, w wagarach, w muzyce, we wczesnej inicjacji seksualnej,  itp. A jeżeli nie walka, to ucieczka w wirtualny świat internetu, w gry komputerowe, w narkotyki, w depresję...  Dzieci warszawian są albo agresywne, albo wycofane, z zaburzonymi funkcjami społecznymi. Można to stwierdzić bez badań, a z resztą to nie jest książka naukowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz