Wspominam taka historię. Za płotem mojej pracy jest budowa. Remontują ohydny budynek pozbawiony stylu robiąc z niego jaszcze bardziej ohydny budynek również pozbawiony stylu. Oczywiście co brudniejsze prace wykonywane są na zewnątrz tak, by nie przeszkadzać pracującym wewnątrz, ale tak by zatruć, zakurzyć i zabrudzić życie ludziom, z różnych racji, sąsiadującym z budową. Pewnego dnia spostrzegłem, że mój samochód, który nie jest dla mnie przedmiotem kultu, a który zaparkowałem blisko owej budowy, zmienił kolor. Był czarny i czysty, a stał się biały i brudny. Myślę sobie: będę interweniował… O kierowniku budowy czy jakiejś osobie odpowiedzialnej zapomnijmy. Tablica informacyjna kiedyś, gdzieś była. Zadzwoniłem do Inspektora Nadzoru Budowlanego. Mówię, że budowa źle zabezpieczona, bez tablicy informacyjnej, krzywdę robią otoczeniu… Odzew pani specjalistki, a może nawet i eksperckiej głowy:” Może pan z powództwa cywilnego domagać się zadośćuczynienia”. Dziękuję. Sam bym na to nie wpadł. Pani - dobra rada. Jak u St. Barei. Chociaż prawdziwy barejowski styl dopiero się zacznie. Myślę sobie, że nie ma co się napinać. Instytucjom powołanym do jakichś rzeczy nie ma co tą rzeczą głowy zawracać. Idę więc do robotników, którzy niby to przypadkiem przy drzwiach coś majstrowali. Akurat, jak się okazało, jeden z nich to majster. Na moje uwagi nie wiedział co powiedzieć, ale na pewno nie brał pod uwagę słowa przepraszam. No bo z jakiej racji? Ale nie to jest najistotniejsze. Tu zbliżam się do epicentrum tej opowieści. Majster miał jakiegoś pomocnika. Pewnie takiego przynieś, podaj, pozamiataj. I ten pomocnik wychyla głowę przed majstra i autorytatywnym głosem oznajmia: „ Ale my dzisiaj nie generowaliśmy żadnego kurzu…” Super co? Oni, kurwa nie generowali żadnego kurzu. Skąd takie słownictwo? Nie, „nie kurzyli”. Oni nie generowali kurzu. Nooo, w takiej sytuacji mój samochód nie powinien zaabsorbować żadnego kurzu, a jednak zaabsorbował.
I tak fajny, robotniczy klimat, męska sprawa, brutalny język, zapach fajek i potu, ciężkie buty, twarde charaktery, idea tworzenia, zmienia się w farsę. Tak zostaje skompromitowany uświęcony wizerunek budowniczego Warszawy. Tak zszargany zostaje kult klasy robotniczej. A wszystko przez jakiegoś podrabianego budowlańca, podrabianego pomocnika majstra, podrabianego mieszczucha czyli warszawianina. Ech…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz