Doskonałe powieści kryminalne, w których bardzo celnie opisana jest współczesna Warszawa.

Doskonałe powieści kryminalne, w których bardzo celnie opisana jest współczesna Warszawa.
Do ksiązek prezentowanych na zdjęciu doszła jeszcze powieść SMYCZ. Absolutny klasyk gatunku. Kto nie przeczytał jeszcze poprzednich pozycji to musi nadrobić zaległości. W nich trafi na bardzo celne opisy współczesnej Warszawy i jej mieszkańców.

Blog Roku

Blog Roku

czwartek, 12 listopada 2015

Ś jak ślubowanie

Nie jest to post polityczny. Dotyczy obszaru, który mnie interesuje najbardziej, a więc zachowań ludzkich.
Zadałem sobie trochę trudu, aby obejrzeć ślubowanie posłów sejmu VIII kadencji i wcale nie uznaję tego za czas stracony. Miałem okazję poznać wybrańców narodu i zobaczyć, co to za towarzystwo.
 Niektórzy posłowie, jak zdążyłem się zorientować, grzejący ławę poselską już trzecią kadencję, pełnią niezmiennie rolę maszynek do głosowania. Piszę tak, bo nie przypominam sobie, na przestrzeni kilku lat,  jakichkolwiek efektów ich posłowania. Taka postawa i podejście do realizacji powinności posła przejawia się między innymi w formule ślubowania.
 Jedni robią to na wzór rycerski, zdecydowanie, odważnie, z entuzjazmem, świadomi misji, której się podjęli. Inni natomiast, nie przekonują do swojej skuteczności, co jest wyrażone w mowie ciała.  Przyjmują pozę, jakby zamawiali trzy piwa, albo pozdrawiali towarzyszy obleśnym "heil". Ślubowanie niektórych przypomina samobadanie mammograficzne czy też masowanie obolałego żołądka. U części posłów akt ślubowania do złudzenia przypomina szukanie po kieszeniach wibrującej komórki, albo sprawdzanie czy wszystkie guziki odzienia pozostają na swoim miejscu. Można też w tym geście dopatrzyć się szukania odpiętej szelki czy też zgłaszania się  ucznia do odpowiedzi. Żenada.
Jedynym przyjemnym akcentem transmisji były momenty, gdy na ekranie pojawiała się Pani Joanna Dunikowska. Profesjonalizm połączony ze szczególnym efektem estetycznym. Pozdrawiam. 

piątek, 6 listopada 2015

L jak ludzie


Ludzie, to tu są brzydcy. Ale nie z powodu urody, wyglądu fizycznego  czy  jakichś powikłań genetycznych, tylko z powodu ułomności w mentalności. Nawet  nie czuję jak rymuję. Stefan Kisielewski w swej doskonałości potrzebował dwóch zdań, aby opisać to, co mam na myśli. W jednej ze swych powieści powstałej w latach 70-tych w ten sposób opisuje społeczność Warszawy z lat 50-tych: „A tu, w nasianej gruzem i ruinami, forsownie się odbudowującej Warszawie, kręcili się właśnie jacyś ludzie całkiem bez żadnego fasonu, choć co innego śpiewano o nich w urzędowych piosenkach. Nie o to szło, że byli egoistyczni, twardzi, szorstcy, to rzecz nieunikniona, ale byli właśnie bez wdzięku, bez sławionego niegdyś zuchowatego warszawskiego stylu. Dużo przyjezdnych, dużo chłopów, zlepek jak na londonowskiej Alasce, nie tworzący własnej atmosfery, po prostu każdy sobie i kwita.”
 Oprócz trafności i analitycznej precyzji nie można odmówić Kisielowi również, a może przede wszystkim, ponadczasowości tego stwierdzenia. Minęło ponad pół wieku, a nic się nie zmieniło. Słowo w słowo można cytować autora opisując dzisiejszą warszawiańskość.

Ludzie tu są nadęci. To znaczy ponurzy, zapatrzeni w siebie, zarozumiali, okrutni, …

Ludzie tu są agresywni, nieczuli, bezmyślni, … Właśnie z tego wynika ich brzydota. Nie ważne, że ładnie pachną, ładnie się ubierają, pięknie komponują się z nowym samochodem cienką komórką i cienkim papierosem. Nie są w stanie nawet najlepszym zabiegiem kosmetycznym, albo markowymi zakupami zamaskować brzydoty jaka od nich emanuje. Wyziera, wylewa się w przestrzeń społeczną, wsiąka w relacje międzyludzkie. Atmosfera spotkań towarzyskich, rodzinnych, służbowych i innych od niej gęstnieje. Trudno się poruszać, aby nie wdepnąć w plamę jakiejś nieludzkiej substancji, jakiegoś interpersonalnego syfu. Ale większości warszawian to nie przeszkadza. Powiem więcej, muszą czuć się w tej atmosferze komfortowo, bo jeszcze z wielką satysfakcją podsycają klimat degrengolady. Dodają do zatruwającej mikstury pojedyncze składniki lub całe garści brudu. Jedni kilka szczypt zła, inni chlustają całe wiadra pomyj. Ci dorzucą garść proszku na staczanie się, tamci zastosują środek na zanik wartości moralnych. W czym to się przejawia? W blokowaniu wyjazdu, w zajmowaniu miejsc dla niepełnosprawnych, w nie ustępowaniu miejsca, w nie mówieniu „dzień dobry” po sąsiedzku, w nie reagowaniu na zwróconą uwagę, w "odpierdol się...", w "chuj cię to obchodzi...", w kablowaniu, w straszeniu, w kazaniu czekać, w nie czekaniu na swoją kolej, w oszukiwaniu, w niedotrzymywaniu słowa, w złym spojrzeniu, w odrzucaniu miłości, … I można by tak wymieniać i wymieniać jak Stachura, który wyżył się na schemacie w swojej „Kropce nad Ypsylonem”.